środa, 16 maja 2012

IX



- No to teraz gadaj, jak na spowiedzi! – skorzystałam z chwili w samolocie, gdy Michał przysnął, by porozmawiać z Aleksem. Siedzący obok niego Cupko gdzieś się ulotnił, więc nie miałam problemu z wolnym miejscem.
- Ale, że co?
- Nie udawaj głupszego niż jesteś. – mimo powagi na twarzy, widziałam to rozmarzenie w jego oczach, gdy spytałam o dziewczynę, z którą się żegnał. – Co to za śliczna blondynka?
- Nie wiem o kim mówisz. – śmiesznie podniesione brwi oznaczały, że Serb nadal chce bawić się w tą głupią grę.
- Alek! – cios w ramię chyba go zaskoczył, bo teraz udawał obrażonego. – Nie do twarzy Ci z tym oburzeniem. Nie trzymaj mnie dłużej w niewiedzy i powiedz przynajmniej jak ma na imię?
- Kasia.
- I? – ta nagła skrytość chłopaka trochę mnie zdziwiła. Wcześniej nie miał problemu z mówieniem o sobie i o tym czego chce. A nawet egzekwowaniem tego, co sama poczułam na swoich ciele i ustach. Chyba, że...
- O matko! – musiałam wyglądać komicznie z szeroko otwartą buzią i zdziwieniem na twarzy, bo nawet Kuraś przechylił się w naszą stronę, zaciekawiony moją reakcją.
- A ty Pryszczaty czego chcesz?
- Wiesz co Nowicka, nadal cię nie lubię.
- Cięta riposta, gratuluję. – sztuczny uśmiech numer 5 i Bartoszka już nie było. Jakoś nadal nie pałaliśmy do siebie większą sympatią. Odwróciłam się do uśmiechniętego Serba, wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
- Ty ją lubisz!
- Co?
- Ty ją lubisz, ale tak naprawdę lubisz! – uciekający wzrok i wzruszenie ramionami przyjaciela tylko upewniły mnie w przekonaniu.
- Dlatego nic o niej nie powiedziałeś, nie chciałeś zapeszać. Gdyby to była jednorazowa, miła przygoda, to przyleciałbyś się pochwalić.
- Coś się przed tobą ukryje?
- Do tej pory dawałeś radę. Chociaż to dlatego, że byłam zawalona pracą. – rozłożyłam się wygodniej w fotelu, opierając głowę na jego ramieniu.
- Nie powiesz mi o co wtedy chodziło, z tym atakiem na nas?
Westchnęłam przymykając oczy.
- Nie mogę, Alek. Ale nie musisz się niczego bać, tu chodziło tylko i wyłącznie o moją osobę.
- Dlatego się martwię.
Zniecierpliwiona poruszyłam się nerwowo na miejscu.
- Nie rozmawiajmy o tym, lepiej opowiedz mi o Kasi. Jak się poznaliście, jaka jest? Wszystko!
- Nie wiem od czego zacząć.
- Od początku. Alek, od początku...

Nawet nie zauważyłam kiedy, pod wpływem spokojnego głosu Serba i opowieści o jego ukochanej Kasi, którą poznał w jakże romantycznej scenerii porannych zakupów w piekarni, przysnęło mi się na jego ramieniu. Po 3 godzinach lotu obudziło mnie lekkie szarpnięcie i szept przy uchu:
- Monia, wylądowaliśmy, obudź się.
Przetarłam oczy i dopiero teraz dotarła do mnie powaga tego, że jesteśmy w Maceracie. Od razu poczułam nerwowy ucisk w żołądku. To było ostatnie miejsce na planecie, w którym chciałam przebywać. Powlokłam się szybko do mojego miejsca, by zebrać rzeczy. Co dziwne Michała już nie było. Rozejrzałam się wokoło rozkojarzona, ale wśród przeciskających się ludzi nie zauważyłam jego postaci.
Dziwne.

Łasko dopadłam dopiero przy odbiorze bagaży. Przecisnęłam się w jego kierunku, czując że zaczynam panikować. Wizja bliskiego spotkania z ojcem nie wpływała na mnie dobrze.
- Michał! – złapałam jego dłoń, ale nie raczył nawet na mnie spojrzeć, tylko delikatnie wyswobodził ją, niby to sięgając po torbę i bez słowa odszedł. Zdębiałam. Zdębiałam na środku terminalu, nie mając pojęcia dlaczego mnie tak potraktował. Nie mogłam za nim pobiec, ani podnieść głosu, bo to  byłoby tylko pożywką dla gapiów, których na włoskim lotnisku nie brakuje. Im więcej sekund mijało tym większą złość czułam. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudny jest to dla mnie przylot, jak bardzo go teraz potrzebuję. Jego spokojnego tonu i uspokajającego dotyku na plecach.
- A tego co ugryzło? -  ocknęłam się dopiero na dźwięk głosu Winiara, który przystanął obok i zdziwionym wzrokiem patrzył na mnie z góry.
- Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie obchodzi. – z podniesioną wysoko głową i postanowieniem, że dam radę ruszyłam w stronę czekającego autokaru.
Zawsze dawałam sobie radę sama i żaden facet nie jest mi do tego potrzebny.

Z Michałem nie zamieniłam słowa od czasu przylotu. Gdy dotarliśmy do hotelu, miałam jedynie pół godziny na rozpakowanie się i przebranie po podróży, bo razem z Nawrockim musiałam pojechać na halę, by ustalić kilka organizacyjnych kwestii.
Gdy byliśmy już na miejscu i zbliżałam się do sali, w której odbywał się popołudniowy trening Lube, czułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Im głośniejsze stawały się odgłosy odbijanych piłek i wyraźniejszy był zapach sztucznego parkietu, tym większą miałam ochotę uciec. Jak mantrę powtarzałam w myślach, że dam radę, w końcu jestem z rodu Nowickich, a to zobowiązuje. Kilka głębszych wdechów przed drzwiami i już byłam na hali. Dopóki nikt mnie nie widział było okej. Wolno przemierzałam sektor A nie odrywając oczu od jednej postaci. Na razie stał do mnie plecami, gestykulując tłumaczył coś asystentowi. Dobrze, że trener Skry nie zauważył mojego dziwnego zachowania, bo z tym trudniej byłoby mi udawać.
- Witamy trenerów. – Nawrocki widząc, że nie jestem dzisiaj skłonna do rozmowy przejął pałeczkę.
- Już przyjechaliście? – przelotne spojrzenie i wiedział, że ja też tu jestem. Nie obyło się oczywiście bez grymasu na twarzy. - To świetnie, zaraz ustalimy terminarz treningów oraz to w jakich godzinach odbędziemy sparingi.
- Monia, zajmiesz się tym? Ja w tym czasie ustalę kilka szczegółów z Ljubomirem.
Nawet na mnie nie patrzy. Tak jakbym nie istniała.
- Jasne, gdzie znajdę managera zespołu?
- Pokój 112, myślę że pamiętasz gdzie to jest. – nie odpowiedziałam, od razu ruszyłam w stronę odpowiedniego korytarza. Halę znałam doskonale, trzy lata spędzone w Maceracie zrobiły swoje. Jednak nie zdążyłam zrobić nawet kilku kroków, gdy usłyszałam serbskie:
- Siostra!
Odwróciłam się szybko, by zabić delikwenta wzrokiem, ale nawet nie zdążyłam na niego spojrzeć, bo już utonęłam w jego ramionach. Chwilowa złość natychmiastowo minęła, bo strasznie się za Draganem stęskniłam i brakowało mi jego obecności, a serbski na tej sali znają może z 4 osoby.
Zaraz, zaraz... 4 osoby. Szybkie spojrzenie ponad ramieniem brata upewniło mnie w mojej obawie. Na sali był również Dragan Stanković, który posłał w naszą stronę zdziwione spojrzenie. Mimo to gorszy do zniesienia był niesmak, który malował się na twarzy naszego ojca. Westchnęłam cicho wyswabadzając się z ramion bliższego mojemu sercu Travicy.
- Po co ci to było?
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Wiesz o co mi chodzi. – westchnęłam zrezygnowana.
- Spokojnie, ja nie mam zamiaru ukrywać tego, że jesteś moją siostrą. Nie obchodzi mnie to, że on ma z tym jakiś problem. – wierzyłam mu. Wierzyłam również w ten pokrzepiający gest, gdy bawił się kosmykiem moich włosów, które jak na złość wypadały mi zawsze zza ucha.
- Jest twoim trenerem.
- I tak traktuje mnie gorzej niż innych, tylko po to by udowodnić, że nie stosuje taryfy ulgowej wobec syna. Także gorzej być już nie może. – uśmiech na jego twarzy i ramię, którym mnie otoczył chwilowo odsunęły ode mnie wszelkie zmartwienia.
- Pójdziesz ze mną do Andrei?
- Jasne, opowiadaj lepiej co tam słychać w kręgu zakochanych.
Na samą myśl o Michale się spięłam, wywracając jednocześnie oczami, na znak że nie chcę o tym rozmawiać.
- Czyżby pierwsze problemy w krainie miłością płynącej?
- Weź się nie wygłupiaj. Po prostu dziwnie się zachowuje od przylotu, nie wiem o co mu chodzi.
- Chcesz żebym z nim porozmawiał podczas wieczornego treningu?
- Nie. Muszę sama to zrobić.
- Na pewno?
- Tak, zmykaj lepiej na trening, dorośli trochę teraz popracują. – odparłam ze śmiechem, całując go w policzek na pożegnanie.

Pokój 213, pokój 213... Jest!
Po nieprzespanej nocy miałam już dość dziwnego milczenia Michała. Unikał mnie na treningu, później podczas kolacji, a potem zniknął w swoim pokoju. Bez pukania weszłam do środka. Możdżonek, z którym Łasko dzielił pokój wyglądał na nieco zdezorientowanego moim wtargnięciem. Michał nawet nie raczył podnieść wzroku znad laptopa, którego trzymał na kolanach leżąc na łóżku.
Oparłam się o ścianę stojąc w nogach jego łóżka.
- Marcin, przepraszam ale... – mój proszący wzrok podziałał albo po prostu środkowy nie chciał być świadkiem krępujących rozmów.
- Już wychodzę, nie ma problemu.
Zmęczona całą tą sytuacją zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero słysząc zamykane za sobą drzwi. Patrzył na mnie. Mimo to nie byłam w stanie wyczytać żadnych emocji z jego brązowych tęczówek. Pierwsza przerwałam ciszę:
- Widziałam się wczoraj z Ljubomirem.
Coś na wzór troski przemknęło mu przez twarz. Drgnął tak jakby chciał odłożyć laptopa i ruszyć w moim kierunku. Jednak coś go zatrzymało. Zamarł w tym ruchu. Spróbowałam jeszcze raz:
- Miałam ciężką noc Michale. Wczoraj widziałam się z ojcem, który na mój widok czuje najwidoczniej tylko wstręt.  Ty się do mnie nie odzywasz od wylotu z Polski. Mam dość. Nie jestem jakąś pieprzoną wróżką, więc nie domyślę się sama o co ci chodzi. Możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie?
Błądził wzrokiem gdzieś ponad moim ramieniem, w końcu spojrzał na mnie. Wstał i pokonał w milczeniu odległość nas dzielącą. Gdy dzieliły nas już dosłownie centymetry wplótł dłoń w moje rozpuszczone włosy, a drugą pogładził mnie po policzku, zahaczając kciukiem o dolną wargę. Z przymkniętymi oczami rozkoszowałam się każdym jego dotykiem, totalnie nie wiedząc o co w tym chodzi. Gdy poczułam jak opiera swoje czoło na moim spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się.
- Kocham Cię.
Zamrugałam kilkakrotnie jakby obraz, który widzę miał się zaraz zmienić, a dźwięk jakby nie docierał do mózgu. Przełknęłam głośno ślinę.
- Kochasz mnie? I to jest ten problem?
- Kocham Cię jak szalony i nie mogę znieść myśli, że możesz wybrać kogoś innego.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to wybrać kogoś inn... – przerwałam, bo nagle wszystkie puzzle znalazły swoje miejsce w moim umyśle. Odsunęłam się od Michała układając sobie to wszystko w głowie. Moment wylotu, nasze splecione dłonie, sen Michała i moja „przeprowadzka” na miejsce obok Aleksa.  Lądowanie. Michał musiał obudzić się w samolocie i zobaczyć mnie śpiącą na ramieniu Alka. Zdezorientowana szukałam na twarzy atakującego oznak tego, że sobie żartuje.
- Matko, jaki ty jesteś tępy! Jak możesz być zazdrosny o Alka i jeszcze odwalać z tego powodu taką szopkę?!
- A co miałem sobie pomyśleć? Budzę się, ciebie nie ma, a pierwsze co widzę odwracając się to ty wtulona w jego ramię.
- Zasnęłam gadając z nim, to nic nie znaczyło. Z resztą nie będę się ci tłumaczyć, bo najwidoczniej mi nie ufasz! – z każdą chwilą nasze głosy stawały się coraz głośniejsze i bardziej oskarżycielskie.
- Spałaś z nim! Jak mam ci ufać?!
- A ty wskoczyłeś do łóżka Milenie! Idąc twoim tokiem myślenia to nie powinnam w ogóle z tobą być.
- To dlaczego w takim razie jesteś? – w końcu padło i to pytanie.
Staliśmy naprzeciwko siebie mierząc się wzrokiem, ale ta odległość okazała się nagle zbyt duża, by móc ją pokonać. Spuściłam głowę nie mogąc znieść ciężkiego wzroku Michała.
Patrzyłam na czubki swoich butów do momentu, gdy nie poczułam zbierających się pod moimi powiekami łez i Miśka przechodzącego obok mnie. Wiedziałam, że zaraz wyjdzie, usłyszałam nawet dźwięk otwieranych drzwi. W końcu wydusiłam z siebie te trzy tak trudne dla mnie słowa.
- Bo cię kocham.
Cisza. Kilka sekund niesamowitej ciszy upewniło mnie tylko w tym, że nie zdążyłam. Wyszedł.
- Co powiedziałaś? – cichy szept mężczyzny był dla mnie jak zbawienie. Odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty jedną ręką o otwarte ramię drzwi i patrzył na mnie kątem oka.
- Kocham cię i chcę żebyś mi ufał.

~
Rozdział trochę o niczym, ale o dziwo podoba mi się ;) Pisanie całości upłynęło mi pod znakiem słuchania w kółko zamieszczonej u góry piosenki, którą dedykuje Sill i Czytelniczce. Wy jesteście zawsze i czasami wydaje mi się, ze tylko Wy czytacie te moje wypociny :p dzięki :*