środa, 16 maja 2012

IX



- No to teraz gadaj, jak na spowiedzi! – skorzystałam z chwili w samolocie, gdy Michał przysnął, by porozmawiać z Aleksem. Siedzący obok niego Cupko gdzieś się ulotnił, więc nie miałam problemu z wolnym miejscem.
- Ale, że co?
- Nie udawaj głupszego niż jesteś. – mimo powagi na twarzy, widziałam to rozmarzenie w jego oczach, gdy spytałam o dziewczynę, z którą się żegnał. – Co to za śliczna blondynka?
- Nie wiem o kim mówisz. – śmiesznie podniesione brwi oznaczały, że Serb nadal chce bawić się w tą głupią grę.
- Alek! – cios w ramię chyba go zaskoczył, bo teraz udawał obrażonego. – Nie do twarzy Ci z tym oburzeniem. Nie trzymaj mnie dłużej w niewiedzy i powiedz przynajmniej jak ma na imię?
- Kasia.
- I? – ta nagła skrytość chłopaka trochę mnie zdziwiła. Wcześniej nie miał problemu z mówieniem o sobie i o tym czego chce. A nawet egzekwowaniem tego, co sama poczułam na swoich ciele i ustach. Chyba, że...
- O matko! – musiałam wyglądać komicznie z szeroko otwartą buzią i zdziwieniem na twarzy, bo nawet Kuraś przechylił się w naszą stronę, zaciekawiony moją reakcją.
- A ty Pryszczaty czego chcesz?
- Wiesz co Nowicka, nadal cię nie lubię.
- Cięta riposta, gratuluję. – sztuczny uśmiech numer 5 i Bartoszka już nie było. Jakoś nadal nie pałaliśmy do siebie większą sympatią. Odwróciłam się do uśmiechniętego Serba, wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
- Ty ją lubisz!
- Co?
- Ty ją lubisz, ale tak naprawdę lubisz! – uciekający wzrok i wzruszenie ramionami przyjaciela tylko upewniły mnie w przekonaniu.
- Dlatego nic o niej nie powiedziałeś, nie chciałeś zapeszać. Gdyby to była jednorazowa, miła przygoda, to przyleciałbyś się pochwalić.
- Coś się przed tobą ukryje?
- Do tej pory dawałeś radę. Chociaż to dlatego, że byłam zawalona pracą. – rozłożyłam się wygodniej w fotelu, opierając głowę na jego ramieniu.
- Nie powiesz mi o co wtedy chodziło, z tym atakiem na nas?
Westchnęłam przymykając oczy.
- Nie mogę, Alek. Ale nie musisz się niczego bać, tu chodziło tylko i wyłącznie o moją osobę.
- Dlatego się martwię.
Zniecierpliwiona poruszyłam się nerwowo na miejscu.
- Nie rozmawiajmy o tym, lepiej opowiedz mi o Kasi. Jak się poznaliście, jaka jest? Wszystko!
- Nie wiem od czego zacząć.
- Od początku. Alek, od początku...

Nawet nie zauważyłam kiedy, pod wpływem spokojnego głosu Serba i opowieści o jego ukochanej Kasi, którą poznał w jakże romantycznej scenerii porannych zakupów w piekarni, przysnęło mi się na jego ramieniu. Po 3 godzinach lotu obudziło mnie lekkie szarpnięcie i szept przy uchu:
- Monia, wylądowaliśmy, obudź się.
Przetarłam oczy i dopiero teraz dotarła do mnie powaga tego, że jesteśmy w Maceracie. Od razu poczułam nerwowy ucisk w żołądku. To było ostatnie miejsce na planecie, w którym chciałam przebywać. Powlokłam się szybko do mojego miejsca, by zebrać rzeczy. Co dziwne Michała już nie było. Rozejrzałam się wokoło rozkojarzona, ale wśród przeciskających się ludzi nie zauważyłam jego postaci.
Dziwne.

Łasko dopadłam dopiero przy odbiorze bagaży. Przecisnęłam się w jego kierunku, czując że zaczynam panikować. Wizja bliskiego spotkania z ojcem nie wpływała na mnie dobrze.
- Michał! – złapałam jego dłoń, ale nie raczył nawet na mnie spojrzeć, tylko delikatnie wyswobodził ją, niby to sięgając po torbę i bez słowa odszedł. Zdębiałam. Zdębiałam na środku terminalu, nie mając pojęcia dlaczego mnie tak potraktował. Nie mogłam za nim pobiec, ani podnieść głosu, bo to  byłoby tylko pożywką dla gapiów, których na włoskim lotnisku nie brakuje. Im więcej sekund mijało tym większą złość czułam. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudny jest to dla mnie przylot, jak bardzo go teraz potrzebuję. Jego spokojnego tonu i uspokajającego dotyku na plecach.
- A tego co ugryzło? -  ocknęłam się dopiero na dźwięk głosu Winiara, który przystanął obok i zdziwionym wzrokiem patrzył na mnie z góry.
- Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie obchodzi. – z podniesioną wysoko głową i postanowieniem, że dam radę ruszyłam w stronę czekającego autokaru.
Zawsze dawałam sobie radę sama i żaden facet nie jest mi do tego potrzebny.

Z Michałem nie zamieniłam słowa od czasu przylotu. Gdy dotarliśmy do hotelu, miałam jedynie pół godziny na rozpakowanie się i przebranie po podróży, bo razem z Nawrockim musiałam pojechać na halę, by ustalić kilka organizacyjnych kwestii.
Gdy byliśmy już na miejscu i zbliżałam się do sali, w której odbywał się popołudniowy trening Lube, czułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Im głośniejsze stawały się odgłosy odbijanych piłek i wyraźniejszy był zapach sztucznego parkietu, tym większą miałam ochotę uciec. Jak mantrę powtarzałam w myślach, że dam radę, w końcu jestem z rodu Nowickich, a to zobowiązuje. Kilka głębszych wdechów przed drzwiami i już byłam na hali. Dopóki nikt mnie nie widział było okej. Wolno przemierzałam sektor A nie odrywając oczu od jednej postaci. Na razie stał do mnie plecami, gestykulując tłumaczył coś asystentowi. Dobrze, że trener Skry nie zauważył mojego dziwnego zachowania, bo z tym trudniej byłoby mi udawać.
- Witamy trenerów. – Nawrocki widząc, że nie jestem dzisiaj skłonna do rozmowy przejął pałeczkę.
- Już przyjechaliście? – przelotne spojrzenie i wiedział, że ja też tu jestem. Nie obyło się oczywiście bez grymasu na twarzy. - To świetnie, zaraz ustalimy terminarz treningów oraz to w jakich godzinach odbędziemy sparingi.
- Monia, zajmiesz się tym? Ja w tym czasie ustalę kilka szczegółów z Ljubomirem.
Nawet na mnie nie patrzy. Tak jakbym nie istniała.
- Jasne, gdzie znajdę managera zespołu?
- Pokój 112, myślę że pamiętasz gdzie to jest. – nie odpowiedziałam, od razu ruszyłam w stronę odpowiedniego korytarza. Halę znałam doskonale, trzy lata spędzone w Maceracie zrobiły swoje. Jednak nie zdążyłam zrobić nawet kilku kroków, gdy usłyszałam serbskie:
- Siostra!
Odwróciłam się szybko, by zabić delikwenta wzrokiem, ale nawet nie zdążyłam na niego spojrzeć, bo już utonęłam w jego ramionach. Chwilowa złość natychmiastowo minęła, bo strasznie się za Draganem stęskniłam i brakowało mi jego obecności, a serbski na tej sali znają może z 4 osoby.
Zaraz, zaraz... 4 osoby. Szybkie spojrzenie ponad ramieniem brata upewniło mnie w mojej obawie. Na sali był również Dragan Stanković, który posłał w naszą stronę zdziwione spojrzenie. Mimo to gorszy do zniesienia był niesmak, który malował się na twarzy naszego ojca. Westchnęłam cicho wyswabadzając się z ramion bliższego mojemu sercu Travicy.
- Po co ci to było?
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Wiesz o co mi chodzi. – westchnęłam zrezygnowana.
- Spokojnie, ja nie mam zamiaru ukrywać tego, że jesteś moją siostrą. Nie obchodzi mnie to, że on ma z tym jakiś problem. – wierzyłam mu. Wierzyłam również w ten pokrzepiający gest, gdy bawił się kosmykiem moich włosów, które jak na złość wypadały mi zawsze zza ucha.
- Jest twoim trenerem.
- I tak traktuje mnie gorzej niż innych, tylko po to by udowodnić, że nie stosuje taryfy ulgowej wobec syna. Także gorzej być już nie może. – uśmiech na jego twarzy i ramię, którym mnie otoczył chwilowo odsunęły ode mnie wszelkie zmartwienia.
- Pójdziesz ze mną do Andrei?
- Jasne, opowiadaj lepiej co tam słychać w kręgu zakochanych.
Na samą myśl o Michale się spięłam, wywracając jednocześnie oczami, na znak że nie chcę o tym rozmawiać.
- Czyżby pierwsze problemy w krainie miłością płynącej?
- Weź się nie wygłupiaj. Po prostu dziwnie się zachowuje od przylotu, nie wiem o co mu chodzi.
- Chcesz żebym z nim porozmawiał podczas wieczornego treningu?
- Nie. Muszę sama to zrobić.
- Na pewno?
- Tak, zmykaj lepiej na trening, dorośli trochę teraz popracują. – odparłam ze śmiechem, całując go w policzek na pożegnanie.

Pokój 213, pokój 213... Jest!
Po nieprzespanej nocy miałam już dość dziwnego milczenia Michała. Unikał mnie na treningu, później podczas kolacji, a potem zniknął w swoim pokoju. Bez pukania weszłam do środka. Możdżonek, z którym Łasko dzielił pokój wyglądał na nieco zdezorientowanego moim wtargnięciem. Michał nawet nie raczył podnieść wzroku znad laptopa, którego trzymał na kolanach leżąc na łóżku.
Oparłam się o ścianę stojąc w nogach jego łóżka.
- Marcin, przepraszam ale... – mój proszący wzrok podziałał albo po prostu środkowy nie chciał być świadkiem krępujących rozmów.
- Już wychodzę, nie ma problemu.
Zmęczona całą tą sytuacją zamknęłam oczy i otworzyłam je dopiero słysząc zamykane za sobą drzwi. Patrzył na mnie. Mimo to nie byłam w stanie wyczytać żadnych emocji z jego brązowych tęczówek. Pierwsza przerwałam ciszę:
- Widziałam się wczoraj z Ljubomirem.
Coś na wzór troski przemknęło mu przez twarz. Drgnął tak jakby chciał odłożyć laptopa i ruszyć w moim kierunku. Jednak coś go zatrzymało. Zamarł w tym ruchu. Spróbowałam jeszcze raz:
- Miałam ciężką noc Michale. Wczoraj widziałam się z ojcem, który na mój widok czuje najwidoczniej tylko wstręt.  Ty się do mnie nie odzywasz od wylotu z Polski. Mam dość. Nie jestem jakąś pieprzoną wróżką, więc nie domyślę się sama o co ci chodzi. Możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie?
Błądził wzrokiem gdzieś ponad moim ramieniem, w końcu spojrzał na mnie. Wstał i pokonał w milczeniu odległość nas dzielącą. Gdy dzieliły nas już dosłownie centymetry wplótł dłoń w moje rozpuszczone włosy, a drugą pogładził mnie po policzku, zahaczając kciukiem o dolną wargę. Z przymkniętymi oczami rozkoszowałam się każdym jego dotykiem, totalnie nie wiedząc o co w tym chodzi. Gdy poczułam jak opiera swoje czoło na moim spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się.
- Kocham Cię.
Zamrugałam kilkakrotnie jakby obraz, który widzę miał się zaraz zmienić, a dźwięk jakby nie docierał do mózgu. Przełknęłam głośno ślinę.
- Kochasz mnie? I to jest ten problem?
- Kocham Cię jak szalony i nie mogę znieść myśli, że możesz wybrać kogoś innego.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak to wybrać kogoś inn... – przerwałam, bo nagle wszystkie puzzle znalazły swoje miejsce w moim umyśle. Odsunęłam się od Michała układając sobie to wszystko w głowie. Moment wylotu, nasze splecione dłonie, sen Michała i moja „przeprowadzka” na miejsce obok Aleksa.  Lądowanie. Michał musiał obudzić się w samolocie i zobaczyć mnie śpiącą na ramieniu Alka. Zdezorientowana szukałam na twarzy atakującego oznak tego, że sobie żartuje.
- Matko, jaki ty jesteś tępy! Jak możesz być zazdrosny o Alka i jeszcze odwalać z tego powodu taką szopkę?!
- A co miałem sobie pomyśleć? Budzę się, ciebie nie ma, a pierwsze co widzę odwracając się to ty wtulona w jego ramię.
- Zasnęłam gadając z nim, to nic nie znaczyło. Z resztą nie będę się ci tłumaczyć, bo najwidoczniej mi nie ufasz! – z każdą chwilą nasze głosy stawały się coraz głośniejsze i bardziej oskarżycielskie.
- Spałaś z nim! Jak mam ci ufać?!
- A ty wskoczyłeś do łóżka Milenie! Idąc twoim tokiem myślenia to nie powinnam w ogóle z tobą być.
- To dlaczego w takim razie jesteś? – w końcu padło i to pytanie.
Staliśmy naprzeciwko siebie mierząc się wzrokiem, ale ta odległość okazała się nagle zbyt duża, by móc ją pokonać. Spuściłam głowę nie mogąc znieść ciężkiego wzroku Michała.
Patrzyłam na czubki swoich butów do momentu, gdy nie poczułam zbierających się pod moimi powiekami łez i Miśka przechodzącego obok mnie. Wiedziałam, że zaraz wyjdzie, usłyszałam nawet dźwięk otwieranych drzwi. W końcu wydusiłam z siebie te trzy tak trudne dla mnie słowa.
- Bo cię kocham.
Cisza. Kilka sekund niesamowitej ciszy upewniło mnie tylko w tym, że nie zdążyłam. Wyszedł.
- Co powiedziałaś? – cichy szept mężczyzny był dla mnie jak zbawienie. Odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty jedną ręką o otwarte ramię drzwi i patrzył na mnie kątem oka.
- Kocham cię i chcę żebyś mi ufał.

~
Rozdział trochę o niczym, ale o dziwo podoba mi się ;) Pisanie całości upłynęło mi pod znakiem słuchania w kółko zamieszczonej u góry piosenki, którą dedykuje Sill i Czytelniczce. Wy jesteście zawsze i czasami wydaje mi się, ze tylko Wy czytacie te moje wypociny :p dzięki :*

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

VIII




- No wy chyba sobie jaja robicie! Nigdzie z wami nie jadę! – moja pozornie spokojna twarz nie przedstawiała żadnych emocji. Dobrze, że siedziałam obok drugiego trenera Skry, obserwując rozgrzewkę zawodników. W pozycji stojącej trudniejsze byłoby zamaskowanie mojego zdziwienia. Lekko drżące wargi  ukryłam za butelką wody, z której zaczęłam wolno pić. Im wolniej piłam, tym więcej miałam czasu na zastanowienie. Mój mózg w sposób automatyczny szukał jakiejś realnej wymówki.  Bez skutku.
- Monia, nie daj się namawiać. Będziesz potrzebna w Maceracie, nasz główny logistyk jest w szpitalu z wyrostkiem, a ktoś musi ten wyjazd zaplanować. Poza tym miasto jest piękne, odpoczniesz trochę. – skoro Nawrocki zaczął mnie przekupywać pięknymi widokami to oznacza, że jest zdesperowany.
- Już tam byłam, nic ciekawego.
- Jesteś częścią tego zespołu i chyba nie muszę ci przypominać jakie są twoje obowiązki?
To mi się trener zdenerwował.
- Ale nie widzę też powodu, dla którego powinnam tam jechać. – powiedziałabym pewnie jeszcze kilka mniej przyjemnych zdań, gdyby nie uspokajająca dłoń Michała, którą poczułam na ramieniu. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam w jego brązowe tęczówki. W sposób dostrzegalny tylko dla mnie kiwnął głową na znak żebym się już nie kłóciła. Był przy mnie i tylko on rozumiał moją dziwną reakcję. Skra tuż przed Final Four w Łodzi musiała wykonać kilka towarzyskich sparingów, by móc wyczuć swoją formę. Padło na mecze z Lube Bancą Maceratą. Klub jak klub. Włoski. Drugi w tabeli Serie A. Dużo ważnych informacji, których znajomością mógłby pochwalić każdy kibic siatkówki. Dla mnie Macerata kojarzyła się jednak z jednym nazwiskiem. Jednym nazwiskiem i dwoma osobami.
Travica.
 Ze spotkania z bratem byłam zadowolona, tyle że wyjazd na mecze wiązał się również z koegzystencją z naszym ojcem. A do tego nie byłam w żadnym stopniu gotowa. Głośno westchnęłam zanim cokolwiek powiedziałam. Przymknęłam oczy rozkoszując się dotykiem Michała i policzyłam w myślach do pięciu.
- Okej, pojadę z wami. - w końcu padło z moich ust również to zdanie.

- Zdajesz sobie sprawę, że jak będziemy na miejscu, to będziesz musiał mnie pilnować dzień i noc? – byłam akurat w kuchni, więc po chwili dobiegł mnie z salonu głos Łasko:
- Którego Travice chcesz wyeliminować?
- Zgadnij!
Z przekąskami i winem w ręku wróciłam do Michała. Postawiłam wszystko na stoliku, po czym wtuliłam się w niego, chowając twarz w jego szyi.  Równy puls, który czułam pod wargami uspokajał mnie.
- Nie jestem na to gotowa.
- Boisz się?
Prychnęłam. Nowicka niczego się nie boi. Na co on parsknął cichym śmiechem.
- Czyli boisz się.
Zdenerwowana odsunęłam się od niego, pokazując tym samym moje niezadowolenie. Podciągnęłam nogi do góry i oparłam brodę na kolanach, tępo wpatrując się w ścianę naprzeciwko. Przybliżył się nieznacznie głaszcząc mnie po włosach. Siłą odwrócił moją twarz, tak abym patrzyła prosto w jego tęczówki. Kilka centymetrów, które nas dzieliło to zdecydowanie za mało. Czułam jego ciepły oddech na ustach, gdy delikatnie musnął moje wargi.  
- Strach to dobra rzecz. Motywuje nas do działania, jest reakcją na rzeczywistość.
Wiedziałam, że ma cholerną rację. Mimo to nienawidziłam tego uczucia i bezsilności, która się z tym wiąże.
- Będę przy tobie przez cały wyjazd. Pamiętaj o tym.
W tym właśnie momencie, wpatrując się w jego cudowne oczy zrozumiałam, że całe życie uciekam. Uciekam przed emocjami, dusząc je w zarodku. A teraz czułam niepohamowaną radość. Szczęście, że mam kogoś takiego jak on przy sobie. Miałam wrażenie, że to uczucie zaraz się ze mnie wyleje, jak z przepełnionego dzbanka. Przyciągnęłam go więc do sobie łapiąc za koszulę i wpiłam się w jego spierzchnięte wargi. Przez kilka pierwszych sekund nie wiedział jak zareagować, szybko się jednak opamiętał i z jeszcze większą namiętnością zaczął mnie całować. Pożądanie, które wisiało między nami od tamtej pamiętnej nocy we Włoszech, wreszcie znalazło swoje ujście. Nie zarejestrowałam momentu naszego przejścia do sypialni. Z zamkniętymi oczami oddawałam pocałunki Michała, pozwalając na to by mnie podniósł i przeniósł w objęciach.
Już na łóżku zaczął wędrować miękkimi wargami po całej mojej szyi, zostawiając rozpalone i spragnione powtórki ślady. Dłonie splótł z moimi. Wycofał się nieoczekiwanie po chwili, wywołując we mnie uczucie strachu i czegoś na znak utraty. Podciągnął się, zawisając nade mną w ciszy. W sekundzie uniosłam powieki natrafiając na skupione na sobie brązowe tęczówki. Wplótł palce w moje rozsypane na poduszce włosy, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dostrzegam w jego oczach zapytanie. Doskonale znałam to pytanie i równie doskonale wiedziałam, że nie było takiej możliwości, jak odmowa. Żadne z nas jej nie chciało. Przygryzłam wargę i unosząc się w brutalny sposób spotkałam się z jego ustami. Chwyciłam bawełniany materiał podkoszulka i zanim jeszcze  postarał się odwzajemnić tą zawziętość, pozbawiłam go górnej części garderoby. Zmusiłam go, by wylądował na plecach, a sama wdrapałam się na jego brzuch. Pochyliłam głowę, odgarniając opadające włosy i koniuszkiem języka ruszyłam poprzez jego tors, aż do prawego obojczyka. Zakręciło mi się w głowie od jego mocnych perfum i tak bliskiej obecności. Dostrzegając kątem oka satysfakcjonujący uśmiech na jego wargach i moje kąciki ust podniosły się ku górze. Nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy znów złączył nas w żarliwym pocałunku.  Żadne z nas nie miało ochoty na przeciąganie zabawy w nieskończoność. Jęknęłam cicho, gdy wessał się w moje wargi i nie pozwalając się wyswobodzić, podciągnął końce mojej bluzki, by zaraz swobodnie umieścić pod nią swoje dłonie. Odchyliłam głowę, odrzucając w ten sposób włosy na plecy. Wykorzystał tą chwilę i zwinnie usunął przeszkadzające mu ubranie, w drodze do ukrytej pod nim bielizny. Rozczepił gładko dwie haftki koronkowego stanika i cisnął nim gdzieś w kąt pokoju. W sekundzie wylądowałam ponownie na plecach, a on pochylił się i delikatnie przesunął językiem po brodawce. Zacisnęłam dłonie na pościeli i przygryzłam wargę, byleby nie krzyczeć. 
- Michał, proszę... – Wymruczałam nagle, całując skórę tuż pod jego uchem. Szarpnęłam się, chcąc przejąć kontrolę. Szkoda tylko, że mój zamiar spełzł na niczym. Jedno spojrzenie, jeden pomruk, jeden lubieżny pocałunek i wiedziałam, że cała jestem jego. Zszedł ustami niżej. Centymetr po centymetrze smakował moją skórę, a ja leżałam nieruchoma, niezdolna do oddania rozkoszy, którą dostawałam. Ponownie zjechał językiem niżej, zahaczył o brodawkę, a z moich ust wyrwał się niekontrolowany, gardłowy pomruk. Poczułam jak Michał na jego dźwięk cały się spina. Wplotłam dłonie w jego włosy. 
Nie przestawaj. 
Cicha prośba, która wypłynęła z moich ust, skłoniła go do spojrzenia mi w oczy. Rozchyliłam wargi, by coś jeszcze powiedzieć. Nie zdążyłam. Przywarł do nich, napierając na mnie coraz mocniej. Pamiętam tylko moje paznokcie wbijające się w jego plecy oraz jego palce mocujące się z zapięciem spodni.
Zniknęła delikatność. Więcej, bardziej, mocniej. Szybko pozbyliśmy się ubrań. Kiedy nie mogłam już wytrzymać, oderwałam jedną rękę od jego pleców i po omacku odnalazłam pośladki, z których dość niezdarnie zsunęłam mu bokserki.
 - Jesteś niecierpliwa. – stwierdził tuż przy moim uchu.
- Och, przestań się ze mną bawić i weź mnie w końcu. Czekam na to od...
Nie dał mi dokończyć, spełniając po prostu moje żądanie w agresywny sposób. Bardziej mi się to spodobało, niż zabolało, dlatego pozwoliłam sobie na popędzenie go do kolejnego ruchu, ściskając lekko jego lędźwie. W odpowiedzi na to, objął mnie szczelniej, przesuwając prawą dłoń na moją pierś i kciukiem musnął sutek. Złączyliśmy się we wspólnych ruchach.
I wtedy przerwał na chwilę, zmieniając naszą pozycję na łóżku. Znów we mnie wszedł. Tym razem wystarczyło mi kilka ruchów do szczytowania. Wydawało mi się nawet, że mój krzyk przyspieszył także jego dojście.
Nie spodziewałam się, że schowa twarz w moim dekolcie i zamknie tak mocno powieki. Usta miał lekko rozchylone. Był nawet trochę słodki w tym wszystkim, bo zdawał się potrzebować chwili czułości albo pieszczot, żeby się uspokoić. Spełnieni opadliśmy na pościel. Zasnęłam przytulona do jego torsu, czując delikatne pocałunki na czole i dotyk jego palców na ramieniu.  

Poranną ciszę w sypialni przerwał kawałek „I’m sexy and I know it” dobiegający z mojego telefonu, co nie niewątpliwie świadczyło o tym, że kochany braciszek próbuje się do mnie dodzwonić. Zanim zdążyłam zareagować to Michał sięgnął po telefon i ku mojej rozpaczy odebrał, włączając tryb głośnomówiący.
- Co jest, kocie? – mimowolnie uśmiechnęłam się słysząc jego włoski. Był cholernie seksowny, gdy posługiwał się tym językiem. Przeciągnęłam się czekając na reakcję Dragana.
- Eeee... Michał?! – pytany uśmiechnął się tylko uroczo i pochylając się nad telefonem pocałował mnie w usta, mrucząc jednocześnie słodkie „dzień dobry”. – Co ty robisz z moją siostrą o 7 rano?!
Ten zawadiacki uśmiech na twarzy Łasko nie wróżył nic dobrego.
- Jak Ci to powiedzieć. Podziwiam właśnie jak cudownie wygląda w moim łóżku. Naga.
- Michał! – pisnęłam głośno, przykrywając się pościelą po szyję, jakby Dragan mógł mnie taką zobaczyć.
Odpowiedział mi jedynie śmiech obojga i głos brata:
- Wiedziałem, że tak to się skończy! Michał, dobry wybór. – po głosie wiedziałam, że na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
- Tej, ja tu nadal jestem! – włączyłam się w końcu do rozmowy. – Możesz mi wytłumaczyć dlaczego dzwonisz o takiej niemożliwej porze?
- Jadę właśnie na poranny trening i dowiedziałem się o sparingu z wami. Chciałem wiedzieć czy również przyjedziesz?
- Niestety tak. – moja kwaśna mina szybko zniknęła, gdy Michał zaczął ściągać ze mnie pościel, jednocześnie całując mnie po szyi. W końcu dotarł do ust.
- Czy ja dobrze słyszę? To mlaskanie to pocałunki?! – nie, wcale nie przerwaliśmy słysząc głos Dragana. – Czy wy się zabawiacie rozmawiając ze mną? Jestem oburzony. Rozłączam się. Słyszycie?
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak Michał bez słowa nacisnął czerwoną słuchawkę na telefonie i powrócił do całowania zagłębienia w mojej szyi.

Zdecydowanie za szybko nadszedł dzień naszego wyjazdu do Maceraty. Z rana w domu robiłam wszystko co w mojej mocy, by jak najbardziej oddalić ten moment.
- Czy ty robisz to specjalnie? – pobudził mnie dopiero głos Łasko, który stał przy drzwiach oparty o swoją walizkę.
- Ale co?
- Chcesz się na siłę spóźnić.
- Wydaje ci się. – Zgarnęłam jeszcze płaszcz i byłam gotowa do wyjścia. – Możemy iść.
Na plac przed halą dotarliśmy 10 minut później. Wysiadając z samochodu dostrzegłam stojącego przed autokarem Aleksa. O dziwo nie był sam.  Żegnał się właśnie namiętnym pocałunkiem  z uwieszoną na jego szyi śliczną blondynką. Uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam do niego, gdy mnie zauważył nad jej głową. Odwzajemnił gest i roześmiał się głośno , gdy zobaczył moje podniesione do góry kciuki. Zrozumiał, że chodzi mi o jego przyjaciółkę.
Wpakowaliśmy swoje bagaże do autokaru i po przywitaniu się ze wszystkimi sami wsiedliśmy do środka. Z ciężkim sercem znalazłam swoje miejsce i klepnęłam na nie. Michał usiadł obok badawczo się mi przyglądając. Tak jakbym miała się zaraz rozbeczeć lub wybuchnąć. Tępo wpatrywałam się w krajobraz za oknem, po chwili poczułam jak Łasko splata nasze dłonie, chcąc dodać mi trochę otuchy. Odwróciłam się w końcu w jego stronę i wtulona w ramię zasnęłam. 

~
W końcu pojawiło się coś nowego! Ze strasznym poślizgiem czasowym oddaję Wam kolejny rozdział, jest strasznie słodki. Mam nadzieję, że nie za bardzo :p Pozdrawiam! :*

piątek, 30 marca 2012

VII




Jechałam do domu z zawrotną prędkością 120 km/h w obszarze zabudowanym, ciągle zerkając na kopertę, która leżała na miejscu pasażera. Mam dziwne wrażenie, że ona mnie przyciąga, kusi swoją zawartością. Przez moment zapomniałam nawet o ostatnich wydarzeniach i niebezpieczeństwie. Wizja rozwiązania zagadki i poznania prawdy była tak kusząca, że poczułam się jak dziecko oczekujące prezentu: radosne i nerwowe jednocześnie.
W końcu docieram pod blok, zatrzaskuję drzwi samochodu i wbiegam na klatkę schodową. Lekko drżącymi rękoma zaczynam szukać kluczy od mieszkania, odnajduję je dopiero w jednej z kieszeni płaszcza. Już otwieram drzwi, gdy zdaję sobie sprawę, że coś mi nie pasuje. Nieruchomieję z kluczami na wysokości twarzy próbując skupić myśli. Z grymasem na ustach rozglądam się wokoło. Klatka schodowa wygląda jak zawsze: kanarkowe ściany, kiepskie oświetlenie, moje drzwi. Norma. Odwracam się przeczesując wzrokiem schody prowadzące na górę. Nic nadzwyczajnego. Przez chwilę zatrzymuję się na drzwiach mieszkania Michała i wtedy dochodzi do mnie o co mi chodzi. Są lekko uchylone, ale zza nich nie dochodzi żaden dźwięk. Podchodzę powoli nasłuchując. Dłonią przejeżdżam po drewnie i w końcu pukam. Pod naciskiem ręki otwierają się jeszcze szerzej. Mieszkanie skąpane jest w ciemności.
- Michał? Jesteś?
Cofam się myśląc, że dureń wychodząc po prostu ich nie zamknął, gdy dobiega mnie z głębi  dźwięk tłuczonego szkła. Drgam wystraszona, ale wchodzę głębiej. Ręką macam włącznik światła i naciskam go. Światło oślepia, ale gdyby byli tam potencjalni złodzieje to by to ich wypłoszyło z pomieszczeń. Skierowałam kroki do salonu, bo dopiero teraz zauważyłam, że sączy się zza nich światło.  
- Michał?
Wchodzę bez pukania. Siedzi nieruchomo na kanapie przed telewizorem z tak żałosną miną, jakiej nigdy się po nim nie spodziewałam. Te jego brązowe oczy zwyczajnie nie powinny być w stanie przybierać takiego wyrazu.
Ignoruję głos w mojej głowie wyjący jak na alarm hasłem, że będzie z tego kwas. Nie zważam uwagi na zszokowane spojrzenie, tylko zwyczajnie wpycham się na jego kolana i wpijam mu się w te cudowne, spierzchnięte wargi. Nie wiem dlaczego to robię. Może dlatego, że przez chwilę myślałam, że coś mu się stało, a widząc go całego poczułam niesamowitą ulgę, której upust doświadczał właśnie teraz. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Dyszałam jak cholera. On też dyszał. Ręką gładził moje plecy.
- Miałeś otwarte drzwi.
- I dlatego rzuciłaś mi się w ramiona?
Czuć od niego woń alkoholu.
- Przestraszyłam się.
- To coś nowego u ciebie.
- Cuchniesz winem. – marszczę lekko nos, co musi komicznie wyglądać, bo wybucha śmiechem.
- Wróciła prawdziwa Monia.
- Rozmawiałeś z Mileną?
Grymas gniewu przemyka mu po twarzy. Oczy na chwilę przybierają groźny wyraz, by po chwili znów stać się smutne i apatyczne.
- A nie widać? Nadal twierdzi, że to moje dziecko. – patrzy gdzieś powyżej mojego ramienia bawiąc się kosmykiem włosów, który uparcie wypada mi zza ucha. W końcu skupia wzrok na mojej twarzy.
- Monia, a co jeśli to prawda? Jeśli to moje dziecko? Ja nie jestem gotowy i na pewno nie chcę tego z Mileną. Nie kocham jej. Jak mam wychowywać dziecko z kobietą, do której czuję teraz jedynie wstręt?!
O nie! Tego jest za dużo, jak na moją jedną osobę.
- Nie możesz być tego pewny.
- Ale muszę się przygotować.
Nerwowo kręciłam się mu na kolanach, rozmowa na temat jego hipotetycznego ojcostwa mnie kręciła i nie chciałam zgłębiać tego tematu.
- Mam dużo pracy, pójdę już. – wstałam szybko, tak by nie mógł mnie zatrzymać.
- Zostań. – stoję do niego plecami, a mimo to wiem jak proszący ma wyraz twarzy. – Proszę.
- Przestań. – czuję jego ręce na ramionach i ciepły oddech na szyi.
- Dlaczego?
Odwracam się szybko, zadzierając głowę wysoko do góry.
- Michale, bo to nielogiczne, nienormalne i niemoralne. Dwa dni temu przespałam się z Aleksem, ty wskoczyłeś do łóżka Milenie, nie widzisz, że nic z tego nie będzie?
- Nie spisuj tego na straty.
- To już jest stracone.
Po raz ostatni spojrzałam na niego tęsknym wzrokiem i wyszłam z mieszkania.

Dwa zdjęcia formatu A4 i dwie kartki papieru: akt urodzenia oraz dokument potwierdzający zmianę nazwiska. Tyle zawierała koperta. Przyjrzałam się fotografiom. Na jednej z nich widać było przystojnego mężczyznę wysiadającego z drogiego auta. Dopiero po chwili zdziwiona zdałam sobie sprawę, że to Paweł Abramowicz, rosyjski oligarcha.
Robi się ciekawie.
Drugie zdjęcie przedstawiało znowu Abramowicza, tyle, że teraz w towarzystwie innego mężczyzny. Przysunęłam fotkę bliżej oczu i aż się zachłysnęłam powietrzem widząc kto to.
Panie Szulc, okazuje się pan całkiem interesującą osobą.
- A może powinnam mówić do pana per. – sięgnęłam ręką po akt urodzenia. – Sergiej Iwanowicz. – ostatnie zdanie powiedziałam na głos, by waga tych informacji do mnie dotarła. Mimo wszystko nadal byłam w szoku.
- O w mordę kopany bambusie, ale akcja.

- Monia, otwórz! Wiem, że tam jesteś.
Podniosłam powieki, gdy dobiegł mnie głos Alka. Łomotanie do drzwi słyszę już od kilku minut, ale myśląc, że to Michał udawałam, że mnie brak. Zwlekam się ostatkiem sił z łóżka, prawie przewracając o masę papierów i talerze po kolacji, które leżą na podłodze. Do 3 nad ranem szukałam powiązań między Szulcem a Abramowiczem, a do 4 siedziałam na skype z Piechockim omawiając moje rezultaty.
Ledwo otwieram drzwi, a już rzuca mi się na szyję krzycząc:
- Mamy finał! Mamy finał!
- Alek, ciszej! – mrużę oczy ze złości. Zauważył, bo pokornieje. Muska moje usta swoimi licząc zapewne na coś więcej, ale odpycham go. Ściąga brwi obrazując mi swoje niezadowolenie, ale nie nabieram się na to w żadnym stopniu.
- Jak finał?
- Znowu dostaliśmy organizację Final Four u siebie, dzięki temu gospodarz wchodzi do finału bez eliminacji.
A tak, zapomniałam, że CEV nas o to prosił. Swoją drogą Piechocki ma sporo teraz na głowie, a jeszcze się zgodził na Final Four.
Kręcąc głową kieruję się do kuchni z myślą o kawie. Przez ramię rzucam jedynie szybkie:
- Gratuluję.
Jest zły. Czuję to nawet stojąc odwrócona do niego plecami. Wyciągam dwa kubki, gdy słyszę:
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Nieprzystępna. – Przymiotnik słyszę już z bliższej odległości. Szepcze mi to do ucha obejmując jednocześnie w talii. Wędruje miękkimi wargami po mojej szyi, zostawiając rozpalone i spragnione powtórki ślady. Spokojnie i wolno. Ręce błądzą gdzieś pod moją koszulką zahaczając delikatnie o haftki biustonosza, a ja ostatkami sił powstrzymuje się przed tym do czego dąży. Wycofuje się po chwili nieoczekiwanie, wywołując we mnie dziwne uczucie strachu i czegoś na znak utraty. Sama nie wiem czego chcę. Odwracam się w końcu.
- Alek, ja... – No pięknie, zaczęłam się jąkać. – Nie jestem w stanie dać ci tego czego oczekujesz. Nie jestem typem związkowca. Nigdy nie byłam i przepraszam, bo możesz poczuć się przez to wykorzystany.
Po raz pierwszy nie widziałam po nim żadnej reakcji, tak jakby moje słowa nie zrobiły na nim wrażenia.
- Pocałuj mnie...
- Alek, nie mogę.
- Pocałuj!
Nie zdążyłam zareagować, bo sam wpił mi się z siłą w wargi, przytrzymując moją twarz w swoich dużych dłoniach. Opierałam się przez kilka pierwszych sekund, ale nic to nie dało, bo w końcu jego miękkie usta i ciepłe ręce zwyciężyły. Przestałam myśleć. Poddałam się całkowicie jego dominacji. Słowem nie pisnęłam, gdy zdzierał ze mnie ubranie i zanosił do sypialni. Z mojego gardła wydobywały się jedynie jęki rozkoszy, gdy robił ze mną w łóżku wszystko to, na co miał ochotę. Zmęczona zasnęłam tuż po, czując delikatne pocałunki chłopaka na ramieniu.
Gdy się obudziłam jego już nie było. Druga połowa łóżka była przeraźliwie zimna, a gdy przejechałam po niej ręką natknęłam się na skrawek papieru. Jedno słowo nabazgrane niewątpliwie ręka Aleksa „hvala” (serbskie dziękuję). Z uśmiechem na twarzy przeczytałam to na głos, bo doszło do mnie, że wcześniej wykazałam się niezła dawką egocentryzmu zakładając wersję zakochanego we mnie Serba.
O ho! Czyli to ja tym razem zostałam wykorzystana, najwidoczniej nie taki z niego dzieciak, na jakiego wygląda.  

Dwa dobijania się do moich drzwi to zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. Szykowałam się akurat do snu, gdy w moim mieszkaniu zjawił się Michał.
- Michaś... – zaczęłam zrezygnowana, ale nie dane było mi dokończyć.
- Pozwól mi coś powiedzieć. Wysłuchaj mnie przynajmniej, jeśli to co powiem nie zmieni twojego zdania to dam ci spokój. Mogę?
Przytaknęłam głową patrząc mu w oczy, bo nie miałam już siły na protesty. Dzisiejszy dzień pokazał mi dobitnie, że to nic nie daje.
- Ta noc z Mileną na Pucharze Świata była błędem. Wiem, że nic tego nie usprawiedliwi, bo zachowałem się jak skończony dupek. Nie cofnę czasu, nic tego nie zmieni, ale żałuję. Możliwe, że to rzeczywiście jest moje dziecko, dopiero po porodzie dowiem się jaka jest prawda, ale chcę żebyś wiedziała, że to co do ciebie czuję jest prawdziwe i nawet dziecko tego nie zmieni. Jeśli jest moje to je pokocham całym sercem, ale nie wrócę do Mileny. Będziemy je wychowywać, tyle że osobno. Bo... – złapał mnie za rękę przerywając na chwilę. Siłą powstrzymywałam zbierające się pod powiekami łzy. To było przerażające, bo ten mężczyzna, którego tak naprawdę dobrze nie znałam odkrył co czuję szybciej, niż ja sama się przed sobą do tego przyznałam. Odkrył moją słabość. – Bo to przy tobie chce zasypiać i się budzić, pić wspólnie poranną kawę, widzieć cię szczęśliwą, wkurwioną czy smutną. Chcę wszystko co ma z tobą wspólny mianownik.
Skończył ciężko oddychając i ściskając z ogromną siłą moje dłonie, tak jakbym mogła mu uciec. W jego tęczówkach mogłam doszukać się każdej możliwej emocji, od radości po smutek i zwątpienie. Im dłużej milczałam tym smutniejsze robiły się jego oczy. Po kilku minutach w końcu dał sobie spokój wyplatając dłonie z moich palców. Dopiero wtedy poczułam, że tak go stracę, że to byłby nasz ostatni dotyk, a przecież chcę tego tak samo mocno jak on. W ostatniej chwili złapałam jego palce. Podniosłam głowę, bo stał teraz nade mną. Pocałowałam wewnętrzną stronę jego prawej dłoni i podniosłam ponownie wzrok.
- Chcę żeby ten mianownik był od tej pory nasz. Nie mój, a nasz.

~
Trochę się nam tu wydarzyło ;)  przepraszam za opóźnienia, bo wcześniej na pewno zdążyłam Was Moje Drogie przyzwyczaić do szybkiego dodawania rozdziałów :p to opowiadanie pisze mi się oporniej, ale jak na razie jestem zadowolona z rezultatu, a Waszym zdaniem jak wypadam?
Specjalna lista piosenek dla Sil:
Bonobo - Eyesdown feat. Andreya Triana
Chase & Status - End Credits 
Moloko - Indigo 
Royksopp - What Else Is There? 
Fever Ray - When I Grow Up 
M83- We Own the Sky 
The Jezabels - Nobody Nowhere 
Noosa - Fear Of Love 
Ólafur Arnalds - Near Light 
Jamie Woon - Night Air

Pilule - Saez
Antonio Paul - Sweet Wine, na razie styknie ;) pozdrawiam :*

czwartek, 22 marca 2012

VI




Ogłuszające łomotanie dotarło do moich uszu. Przykryłam twarz pościelą, bo nie miałam najmniejszej ochoty wstawać.
Spadaj!
Cichy, męski jęk dotarł do mnie ze zdecydowanie mniejszej odległości. Odwróciłam głowę w bok by spojrzeć na Aleksa, nadal spał. Na brzuchu, twarzą odwrócony w moją stronę. Jego miarowy oddech czułam na policzku, a kusząco rozchylone wargi aż się prosiły o pocałunek.
Łomot rozległ się ponownie. Przewróciłam oczami i wściekła wysunęłam się spod kołdry. Nieco po omacku chwyciłam pierwsze lepsze ubranie i wyszłam z sypialni. Na szybko zapięłam kilka guzików koszuli Aleksa i nawet nie patrząc w wizjer otworzyłam szeroko drzwi.
- Ocipiałeś baranie?! Walić to tak moż... – zamknęłam usta, gdy tylko zobaczyłam kto stoi u mojego progu. Teatralnie westchnęłam i oparłam się przedramieniem o ścianę, by zablokować mu wejście do mieszkania.  – Książę wrócił?
Zmierzył mnie wzrokiem bez słowa. Od potarganej fryzury, po resztki makijażu na twarzy, zatrzymując się dłużej na męskiej koszuli, którą miałam na sobie. Popchnął delikatnie moją rękę i bezceremonialnie wszedł do środka.
- No co, nie cieszysz się już na mój widok?
- Zajęta jestem.
Odwrócił się do mnie dopiero, gdy weszliśmy do kuchni i oparł się plecami o blat.
- Już myślałem, że to dla mnie świecisz gołym tyłkiem, ulżyło mi.
Podświadomie obciągnęłam dół koszuli, chociaż i tak wiedziałam, że zakrywa to co powinna.
Na ten widok uśmiechnął się złośliwie.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym, wczoraj się nasłuchałam wystarczająco.
- Tak cię to zabolało, że zdążyłaś już wskoczyć komuś do łóżka?
- Nie twój zasrany interes. Jakoś ty nie miałeś z tym problemu podczas Pucharu Świata. Powiem nawet, że masz niezłego cela.
Przez jego twarz przemknął grymas bólu, odwrócił wzrok i na chwilę zapatrzył się na widok za oknem.
- To nie moje dziecko. Zabezpieczyłem się wtedy. Milena chce mnie w coś wrobić.
Zaśmiałam się.
- A to mamusia nie uczyła, że gumki nie dają 100% bezpieczeństwa?
- Nie ufam jej. Dobrze wiem, że ostatnio używała sobie na prawo i lewo. Spytaj Dragana, jak mi nie wierzysz.
- Nikogo nie mam zamiaru o nic pytać i najlepiej wyjdź z mojego mieszkania.
Mierzyliśmy się ponurymi spojrzeniami, stojąc po dwóch stronach kuchni. Nie miałam ochoty słuchać tych jego bredni i tłumaczeń. Mężczyźni i tak zawsze mają tę samą wymówkę.
Nagle oderwał się od blatu i z żalem w oczach zbliżył się do mnie. Dotknął dłoni, którą opierałam się o stół, a ja mimowolnie poczułam przyjemny dreszcz biegnący po mojej ręce. Uwielbiałam, gdy mnie dotykał.
- Misia, mi naprawdę na tobie zależy. Nie umiem tego wytłum... – przerwał, bo w kuchni, jak na zawołanie zjawił się mój drugi książę z gołą klatą i zaspanymi oczyma.
- Oo! Cześć, Michał! – nic nie robiąc sobie z obecności Łasko, objął moją talię i delikatnie pocałował mnie w odkryte ramię. Nie wiem, jak Michał naprawdę chciał zareagować, ale wyraz jego twarzy był przekomiczny. Pierwsze osłupienie zmieniło się w złość i niedowierzanie, które bardzo szybko zostały zastąpione przez...
Kurde! Czy on powstrzymuje się od śmiechu?!
Zmrużyłam ze złości oczy patrząc na niego, a on jak gdyby nigdy nic zaczął parzyć sobie kawę.
- Michał, nie masz swojego domu?
Wyszczerzył się do mnie, pokazując wszystkie ząbki.
- Tu mi dobrze.
Byłam w kropce. Aleks poczynał sobie coraz śmielej zaczynając całować mnie w usta, a ręką krążąc gdzieś po moim udzie. Kątem oka dostrzegłam jak Michał zaciska dłonie na kubku i odwraca wzrok, by ukryć złość, więc z przekory odwzajemniłam gesty Serba. W końcu odepchnęłam go ze śmiechem, gdy rozdzwonił się telefon w sypialni. Odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, opierając czoło o moje.
- To mój.
- Odbierz, głuptasie. – szybki pocałunek i już go nie było. Dopiero, gdy usłyszałam serbską paplaninę za ścianą, podniosłam wzrok na Łasko. Przetarł ręką twarz.
- Zadowolona?
Kilka sekund zajęło mi sformułowanie tego, jakże prostego:
- Nie.
Podał mi kubek z kawą i usiadł naprzeciwko. Myślałam, że czekają mnie kolejne teksty umoralniające. Ale nie. Co zrobił Michał? Wybuchnął szczerym i głośnym śmiechem, a potem wstał i zaczął zbierać się do wyjścia. Odprowadziłam go do drzwi. Z uśmiechem odwrócił się przy drzwiach, łapiąc mnie w talii.
- Spałaś z Aleksem?
- Yy... no tak.
- Toć to jeszcze dziecko. – złośliwy uśmieszek nie schodził mu z twarzy, więc podjęłam jego głupkowatą grę.
- Ty wiesz, co potrafi dziecko? – widząc jego zdezorientowaną minę dodałam. – Chcesz posłuchać?
- Wychodzę stąd. – wypuścił mnie z rąk. Był już na schodach, gdy powiedziałam:
- Michał!
- Hmm.
- Porozmawiaj z Mileną, tak na spokojnie. – spojrzał na mnie smutno przez ramię, ale przytaknął głową na znak, że to zrobi.

- Kto to był?!
Piechocki chodził nerwowo po gabinecie, załamując ręce.
- Monika, przysięgam, że nie mam pojęcia kto mógł was zaatakować. Nic takiego nigdy się nie zdarzyło, nawet w sytuacjach, gdy otwarcie z kimś walczyłem.
Westchnęłam.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Ale teraz jest odpowiednia chwila na to, żebyś podzielił się tymi informacjami, których jeszcze mi nie wyjawiłeś.
Rozbiegany wzrok mówił wszystko, Konrad coś ukrywał.
- Przekazałem ci wszystko, co sam wiem.
- Nie kpij ze mnie, proszę. To nie czas na takie aktorskie zabawy. Tak się składa, że to nie jest już tylko twój problem. Ktoś chciał usunąć mnie z drogi, czyli czuje się zagrożony moim węszeniem, a tego nie zostawię nigdy. Nawet jeśli byś chciał teraz rozwiązać mój kontrakt.  
Wzrok powędrował mi na oprawione zdjęcie zespołu Skry, które wzięłam do ręki.
- I tu nie chodzi tylko o moje życie. Czuję się odpowiedzialna również za niego.
Powiedziałam to, chociaż na dobrą sprawę sama nie wiedziałam, o którym z nich mówię. Na którym mi aktualnie bardziej zależy, o kogo przyszłość się boję i drżę.
Teoria zagrożenia zawodników podziała odpowiednio szybko. Prezes podszedł do małego sejfu, który był ukryty pod jego biurkiem i po kilku charakterystycznych kliknięciach systemu trzymałam w dłoniach szarą teczkę.  Lekką. Zawierającą maksymalnie kilka stron. Zapieczętowaną.
- Przeczytaj w domu i rozwiąż to w końcu.

~
Coś mi ostatnio opornie idzie to pisanie :p Postanowiłam, że wrzucę coś już dzisiaj, więc za długo nie ma, ale mam nadzieję, że dobrze będzie się Wam czytało i zaintryguje w odpowiedni sposób, byście chciały wracać po więcej! ;) 
Piosenka ze specjalną dedykacją dla Sil, odkryłam ten band całkiem niedawno, może również Tobie przypadnie do gustu :*

czwartek, 15 marca 2012

V




Wracałam do Jastrzębia-Zdrój z dziwną lekkością serca. Po raz pierwszy od dawna czułam się dobrze. Ucieszył mnie nawet fakt, że myślałam poważnie o swojej przyszłości, i że zaczynałam dojrzewać do stabilizacji. Do tej pory unikałam związków jak ognia. Prawdopodobnie dlatego, że sama pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, w której nigdy nie było ojca. Ale teraz to już nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Zyskałam wspaniałego brata i w moim życiu pojawił się mężczyzna, na którym chyba mi zależało.

Wszystko wydawało mi się całkiem banalne i proste w wykonaniu. Do czasu, gdy podjechałam pod hale i przez przednią szybę zobaczyłam siedzącą na schodach Milenę. Z niewiadomych przyczyn przeczuwałam, że to spotkanie nie skończy się najlepiej. Poprawiłam włosy w lusterku, wzięłam głęboki oddech i wysiadłam. Z wysoko podniesioną głową i sztucznym uśmiechem na twarzy ruszyłam w jej kierunku. Zauważyła mnie, gdy byłam kilka metrów przed nią i wstała z miejsca. Nie miałam najmniejszej ochoty zaczynać rozmowy, więc próbowałam wyminąć jej postać i wejść bez słowa do hali. Niestety zastąpiła mi drogę. Jako siatkarka była zdecydowanie wyższa, więc musiałam zadrzeć głowę wysoko do góry, by spojrzeć jej w oczy.
Punkt dla ciebie!
- Widzę, że tak daleką drogę z Włoch pokonałaś całkiem na marne.
- Tak ci się tylko wydaje. – wzrok miała zimny i skupiony, ale szczęka jej lekko drgała. Dzięki temu wiedziałam, że mam przewagę. Pewnie ledwo się powstrzymywała, żeby mi nie przywalić. Uśmiechnęłam się bez cienia sympatii.
- W takim razie, w czym mogę ci pomóc. Musisz mieć jakiś interes, skoro nie pozwalasz mi wejść do mojego miejsca pracy.
Oczy jej się zwęziły, a tęczówki ściemniały. W takich właśnie momentach najbardziej przypominamy zwierzęta: agresywne i nieobliczalne. Pochyliła się i prosto w twarz, przez zaciśnięte zęby wysyczała:
- Trzymaj się jak najdalej od mojego narzeczonego! Bo inaczej... – przerwałam jej w połowie zdania.
- Po pierwsze takim tonem to ty możesz mówić co najwyżej do swoich koleżanek z zespołu, a po drugie zejdź mi w tej chwili z drogi! – wdawanie się w dyskusję z niestabilną nerwowo kobietą nie miało żadnego sensu. Po raz kolejny próbowałam ją wyminąć, ale złapała mnie za ramię.
- Michał jest mój! – chciałam się jej zaśmiać w twarz lub rzucić jakąś obelgą, która da mi przewagę. Jednak nie mogłam nic z tego zrobić, gdy spojrzałam jej w oczy. Było w nich coś z przerażonej kobiety, która rzuca wszystko na jedną szale. Spytałam więc spokojnie:
- Niby dlaczego? Rozstaliście się ponad pół roku temu.
- Dwa miesiące temu spotkaliśmy się na Pucharze Świata, coś między nami zaiskrzyło i spędziliśmy ze sobą noc. A... – widziałam, że resztką sił powstrzymuje łzy. – A teraz jestem w ciąży. – Wpatrywałam się w nią szeroko otwartymi oczami. Bez słowa. Zastygłam, nawet nie czując, że nadal ściska moją rękę.
- Że co jesteś?! – obie przestraszone podskoczyłyśmy i odwróciłyśmy się w stronę, skąd dobiegał  głos Michała. Stał oparty o otwarte drzwi hali, najwidoczniej dopiero co skończyli poranny trening.
- Możesz mi wytłumaczyć to co usłyszałem?! – był wściekły, a krew zaczęła odpływać mu z twarzy.
- Michał... – Milena zaczęła mówić, ale ja już nic nie słysząc, powoli robiłam kolejne kroki w tył. Gdy dotarło do mnie to, że Milena jest w ciąży, zaczęłam zastanawiać się nad tym co powiedziała wcześniej: „Dwa miesiące temu spotkaliśmy się na Pucharze Świata”. Szybko przekalkulowałam, że był to listopad, a ja pojawiłam się w Jastrzębiu w październiku i nasz pierwszy pocałunek również był w tym miesiącu.
Fuck! Znowu wyszła ze mnie ta naiwna kretynka!
Michał musiał zauważyć mój odwrót, bo po chwili usłyszałam:
- Monia, poczekaj! Ja nie wiem o co jej chodzi, to nie jest tak jak myślisz!
Stanęłam w drzwiach prowadzących na halę.
- Wiecie co, jesteście siebie warci! Życzę szczęścia! – odwróciłam się na pięcie i z impetem wleciałam do hali. Nie przewidziałam tylko, że na mojej drodze stanie dwumetrowy facet, o którego się obiję.
- O cześć! Przepraszam, że na ciebie wpadłem. – tej serbskiej paplaniny nie mogłam pomylić z nikim innym. – Ej słuchaj! Wchodzisz, czy wychodzisz z hali? Bo mi się samochód popsuł, mogłabyś mnie podrzucić do domu, cooo?
- Pracy mi się odechciało już całkiem, więc mogę cię podwieźć.
Spojrzał na mnie badawczo, a następnie na Michała i Milenę, którzy również stali w przejściu.
- Coś się stało?
- Nie gadaj głupot, tylko chodź. – pociągnęłam go za rękę, by jak najszybciej zniknąć z pola widzenia Michała. Jego wzrok palił, razem z tym poczuciem winy, które w nich widziałam.
Byliśmy już przy samochodzie, gdy Aleks się odezwał.
- Może ja poprowadzę, co? A ty się uspokoisz w tym czasie.
- O co ci chodzi? – spojrzałam na niego wrogo , ale szybko powiodłam wzrokiem za jego wymownymi spojrzeniami. Połowa mojej torebki wylądowała na ziemi, bo trzęsącymi się rękoma nie mogłam w niej znaleźć kluczy do samochodu. Podszedł i zabrał mi ją z rąk. Stojąc przede mną wsadził dłoń do kieszeni mojego płaszcza i z rozbrajającym uśmiechem wyciągnął stamtąd kluczyk. Mimowolnie poczułam jak się rozluźniam.
- Okej. Ale dzieciom w Serbii wydają prawa jazdy?
- Ej! Nie jestem już taki młody!
- A pełnoletni chociaż? – dobry nastrój Aleksa zaczął mi się udzielać.
- Po co ci takie informacje?
- Zobaczysz.

Podczas jazdy siedziałam zamyślona, ze wzrokiem wlepionym w krajobraz. Próbowałam zrozumieć, jak Michał mógł tak postąpić. Po chwili jednak doszło do mnie, że przecież ja zachowuje się tak przez całe moje życie.
- Monia. – mruknął nagle Aleks.
- Tak?
- Ktoś za nami jedzie.
- Słucham?!
- No ktoś nas śledzi. Tylko się nie denerwuj.
Ach, tak. Śledzi nas. Śledzi nas???
- Jak to śledzi? – krzyknęłam. – Skąd wiesz?
- Widzę ten samochód, odkąd wyjechaliśmy spod hali.
- Może to przypadek?
- Gdybyś nie była taka zamyślona, zauważyłabyś, że parę razy skręciłem w ostatniej chwili, w zupełnie absurdalnych miejscach. Kluczę bocznymi drogami. A oni nadal są za nami. Nie wierzę w takie przypadki.
Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy i gromadzi się w stopach. To chyba objaw paniki.
- Na to się nie pisałam. – wyszeptałam po polsku. – Zabiję Piechockiego.
- Co takiego?!
- No wiesz, czasami klienci nie są zadowoleni. Zwłaszcza ci z Rosji. No co ty! Żartuję! Skąd mam wiedzieć kto to jest?
Nagle samochód zaczął nas wyprzedzać.
- Widzisz. – ucieszyłam się. – Jednak nas nie śle...
- Schyl się! – krzyknął Aleks, gwałtownie hamując.
Z całej siły złapał mnie za głowę i prawie wcisnął pod siedzenie. W tej samej chwili nastąpiło coś jak wybuch i grad szkła jednocześnie. Samochód tańczył na jezdni. Przez moment pomyślałam nawet, że to ostatnie sekundy mojego życia. Wszelako żyliśmy jeszcze. Samochód, który nas staranował stanął, a potem ruszył z piskiem opon oddalając się. Wreszcie uniosłam głowę. Byłam cała w okruchach szyby. Aleks również. Z lekkiego rozcięcia na brwi sączyła się krew.
- Aleks, oni chcieli nas zabić! – wrzasnęłam.
- Też mi się tak wydaje. – mruknął.
Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił pod 997.
- Co robisz?!
- A jak myślisz? Trzeba to zgłosić, dopóki pamiętam jeszcze numery rejestracyjne tego wozu.

Pół godziny później siedziałam okryta kocem na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu. Wprawdzie ktoś chciał mnie i Aleksa zabrać na obserwację do szpitala, ale stanowczo odmówiliśmy. Rana chłopaka nie wymagała nawet zszycia.  Samochód został odholowany, nie wiem, czy będzie można go naprawić. Od jakiś 15stu minut powtarzaliśmy kolejnym policjantom, że nie mamy pojęcia kim byli mężczyźni w czarnym samochodzie i dlaczego mieli broń. Aleks powtarzał kombinację cyfr z tablic rejestracyjnych tak często, że nawet ja nauczyłam się jej na pamięć. Prawda jest taka, że nie mam pojęcia kim byli ci faceci, ale na pytanie, dlaczego chcieli wepchnąć mój samochód do rowu bardzo szybko umiałabym odpowiedzieć. Gdyby tylko któryś z policjantów o to oczywiście spytał. Dobrze, że żaden z nich nie był na tyle rozgarnięty. Sprawę między mną a Piechockim musiałam załatwić osobiście. Rozmyślanie nad tym co mu bolesnego zrobię, jak go zobaczę przerwał jednak Aleks.
- Jeden z policjantów powiedział, że nas zawiezie do domu. – pomógł mi wstać i objął ramieniem. W zasadzie tego nie potrzebowałam. Nie byłam ani rozbita, ani wystraszona, żeby mnie teraz przytulać i spokojnie poklepywać po plecach. Byłam jedynie wściekła, a to chyba całkiem inne uczucia. Mimo to, po raz kolejny w towarzystwie Serba nie zaprotestowałam. Przy nim nie musiałam być tą twardą Nowicką. Bycie tą delikatną też było przyjemne.

- Może wejdziesz do mnie na chwilę? – jedną dłonią otwierałam drzwi do mieszkania, a drugą ściągałam ze swoich ramion jego klubową bluzę.
- A masz coś mocniejszego?
Zaśmiałam się cicho.
- Masz skołatane nerwy?
- Nie na co dzień ktoś chce mnie zepchnąć z drogi.
Wyglądał całkiem uroczo opierając się skronią o framugę drzwi i patrząc na mnie.
- Mam wino, może być?
Skinął tylko głową i weszliśmy do mieszkania.
Od kilku minut później popijaliśmy w ciszy alkohol. Znowu objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego barku. Przymykając oczy wdychałam jego zapach. Lekka woń płynu do płukania tkanin przebijała się przez mocniejsze perfumy.
- Wiesz kto to był? – nie otworzyłam oczu, wzięłam jedynie jeszcze jeden głębszy wdech.
- Nie mam pojęcia. Naprawdę. Domyślam się dlaczego, ale nie wiem kto.
- Dlaczego?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie powiesz mi, prawda?
- Prawda.
- Co jest między tobą a Michałem?
Podniosłam zdziwiona wzrok.
- A ty co taki wścibski się zrobiłeś?
- Myślę, że przynajmniej na jedną odpowiedź zasłużyłem. W gruncie rzeczy uratowałem ci dzisiaj życie.
Przez dobre 10 sekund wpatrywałam się w jego oczy, a nasze twarze dzieliło może kilka centymetrów. Wytrzymał, nie odwrócił wzroku.
- Nie ma nic. Było, ale już nie ma. Milena wróciła.
Już od kilku miesięcy nie rozumiałam jego fenomenu. Przy Aleksie nie potrafiłam kłamać, coś w jego słowach, spojrzeniu, postawie powodowało, że byłam szczera.
- To co czujesz minie. Skoro Michał sprawił ci przykrość, nawet jeśli tylko o tym pomyślał, to nie zasługuje na kogoś takiego jak ty.
Uśmiechnęłam się nadal patrząc mu w oczy.
- Możesz mi powtórzyć ile ty masz właściwie lat?
Pochylił się nieznacznie w moją stronę i z ustami tuż przy moich wyszeptał:
- Wystarczająco dużo, by móc zrobić to.
Pocałował mnie, a ja całkiem rozpłynęłam się w jego pełnych ustach, które z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej zachłanne. Wplotłam obie ręce w jego loki przyciągając go do siebie. Jego dłonie krążyły gdzieś pod bluzką, której bardzo szybko się pozbyliśmy. Ten sam koniec czekał resztę naszych ubrań. Kochaliśmy się mocno i namiętnie, tak jakby resztka adrenaliny z popołudniowego wypadku dopiero teraz znalazła z nas ujście. Szczytując głośno krzyczałam jego imię, mając  nadzieje, że ściany rzeczywiście są na tyle grube, by to zagłuszyć, a moje paznokcie zostawiły na jego plecach parę pamiątek. Po wszystkim Aleks położył się obok mnie i delikatnie gładził moje włosy. Pocałowałam go delikatnie i wtuliłam twarz w jego szyję. Czułam pod wargami równy, spokojny puls. Potrzebowałam tego. Czułości i bliskości. A potem zapadłam w sen, tak bezpieczna i ukojona, jak jeszcze nigdy, odkąd sięgam pamięcią.

~
Tego się chyba Moje Drogie nie spodziewałyście, co nie? :p Ale spokojnie, to dopiero początek, Łasko również nie zabraknie. W tym odcinku jest złym Michałem, bo musiało się mu oberwać za kopanie bydgoskich piłek w przegranym meczu z Delectą, w niedzielę. Wylewanie frustracji na rzeczach nie pomaga, jedynie powoduje pojawianie się żółtych kartek ;) 
Tak w ogóle to skorzystam z okazji i zareklamuję swój nowy projekt, który jest bardziej dziennikarski: http://www.facebook.com/LiniaTrzeciegoMetra.
Chcę w ten sposób rozkręcić swoją współpracę z siatka.org, więc liczę na Wasze lajki, komentarze i dyskusje. To rozwija i pomaga, a Wy będziecie na bieżąco informowane o siatkarskich newsach i wynikach :)

piątek, 9 marca 2012

IV




- Wiecie, że dopiero teraz widzę jak bardzo jesteście do siebie podobni?! –Michała Łasko spotkaliśmy na klatce schodowej, więc trudno było go nie zaprosić na kolację. Z Draganem przyjaźnili się w zasadzie od małego.
- Wydaje ci się. – z uśmiechem spojrzałam na siedzącego obok brata, który obejmował mnie ramieniem.
- Naprawdę! Te same oczy i uśmiech. Nawet kolor włosów macie identyczny.
- Wniosek z tego taki, że nie powinniśmy pojawiać się razem publicznie, bo cały siatkarski świat się dowie. - dwa wypite przez nas wina dawały o sobie znać, bo powoli przestawałam panować nad słowami i poziomem sarkazmu w głosie. Chwilę potem poczułam uspokajający dotyk Dragana na ramieniu.
- Naprawdę przykro mi, że wszystko się tak potoczyło. Nie rozumiem ojca, jak może się tego wypierać. Ciężko się z nim ostatnio pracuje, ale ja tam jestem całkiem zadowolony z faktu, że jesteś moją siostrą. – swój monolog zakończył jakże pokrzepiającym buziakiem w policzek. Usta ułożyły mi się w uśmiechu, mimo że czułam pod powiekami zbierające się łzy. Pod pretekstem wyniesienia naczyń szybko wymknęłam się z salonu. Wrzuciłam wszystko do zlewu i z westchnieniem oparłam się o jego krawędź. Zamknęłam oczy chcąc uspokoić oddech i nerwy. Rozmowa wytraciła mnie nieco z równowagi. Po chwili poczułam jednak jak kogoś ręce oplatają mnie w tali, a oddech tej osoby drażni moje ucho. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, ze to Michał. Dłonią odgarnął włosy z mojej szyi, na której następnie złożył delikatny pocałunek. Drgnęłam nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
- Tranquilla. – uwielbiałam jak mówił do mnie po włosku.
Odwróciłam się by mieć jego twarz przed sobą. Cudownie brązowe tęczówki, lekki zarost i szatański uśmieszek. Cały Łasko. Pocałowałam go. Delikatnie i krótko, tak jakby mogło go to spłoszyć. Objął mnie mocniej i spojrzał mi w czy.
- Co to jest?
Zaskoczył mnie.
- Co masz na myśli?
- Co jest między nami? Jak mam to nazw... – nie dokończył, bo usłyszeliśmy jak z salonu wytacza się mój brat.
- Słuchajcie mamy jeszcze jakieś wino? – na dźwięk jego głosu Michał odskoczył w drugi kąt kuchni. Stał tam, drapiąc się nerwowo po karku, gdy Dragan wszedł do kuchni. Na ten widok prawie wybuchłam śmiechem, siatkarz mistrzem konspiracji na pewno nie był. Travica oczywiście zauważył, że coś jest nie tak, bo stanął w drzwiach lekko zaniepokojony naszym zachowaniem i badawczo zmierzył naszą dwójkę.
- Coś się stało?
- Brak wina się stał. – weszłam mu w słowo, by skupić na sobie jego wzrok. Michał robił się podejrzanie czerwony, co na pewno nie uszło by uwadze Dragana, gdyby tylko był trzeźwy. – I dobrze, bo musisz jutro wstać na samolot i wracać do klubu. Ljubomir da ci nieźle w kość jak zobaczy cię skacowanego. A ty. – skierowałam wzrok na Łasko. – Marsz do domu! Trening zaczyna się o 8 rano.
- Dobrze, mamo. Wracam do łóżeczka, przyjdziesz przeczytać mi bajkę?
- Ja ci dam zaraz mamę. – rzucony przeze mnie ręcznik przeleciał nad jego głową trafiając w twarz Dragana, który poślizgnął się na kafelkach i leżał właśnie na podłodze. Przy swoim wzroście zajmował prawie całą jej powierzchnię. Cofający się Michał prawie się o niego potknął.
- Michał, idź do domu lepiej, bo się pozabijacie.
- Okej, słodkich snów. Mam nadzieję, że odpowiesz mi jutro na pytanie. – Ostatnie zdanie powiedział już po polsku, by Dragan nie mógł zrozumieć co mówi.
Westchnęłam podnosząc brata z podłogi.
- Postaram się. – Podniosłam wzrok do góry, ale już go nie było. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.

- Zabrałeś wszystko z mieszkania? – tym razem miejsce pasażera w samochodzie zajmował mój brat, którego odwoziłam na lotnisko.
- Tak, kocie. Niczego nie zapomniałem. – zerknęłam na niego rozbawiona, ale wyraz jego twarzy wcale nie przypadł mi do gustu. Głupi uśmieszek świadczył o tym, że coś kombinuje.
Chrząknął żeby ponownie zwrócić na siebie uwagę, gdy odwróciłam wzrok.
- No co?
- Chcesz mi coś powiedzieć zanim wyjadę?
Zdolności aktorskich to ja nie posiadam, więc starałam się za wszelką cenę na niego nie patrzeć. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi.
- Nie, raczej nie. O co pytasz?
- Skoro nie, to dlaczego się tak uroczo czerwienisz?
Spiorunowałam go spojrzeniem, ale nie podziałało. Nadal siedział z rękoma założonymi na piersi i z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nie odpowiedziałam, tylko skupiłam wzrok na drodze, mocniej ściskając dłonie na kierownicy.
Ciszy, która zapadła po jego pytaniu o dziwo nie wytrzymałam ja, bo po kilku minutach wykrzyczałam:
- Dobra! Całowałam się z Łasko, ale nie mam pojęcia co jest między nami, sobie nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, a co dopiero tobie!
Nie zdążyłam skończyć mojej wypowiedzi, bo Dragan wybuchnął głośnym śmiechem, najwidoczniej nie mogąc się powstrzymać. Zdziwiona zerkałam na niego co chwilę, jednocześnie kontrolując to co się dzieje na drodze. Po kilku sekundach z niedowierzaniem spytałam:
- Co tak rżysz?
- Wiedziałem! Już rok temu wiedziałem, że coś między wami zaiskrzyło!
- Powiedział ci?!
- Nie. Ale coś podejrzane było to jego rozstanie z Mileną, w dodatku cały czas gadał o tobie.
- Pacan.
- Jakby co masz moje błogosławieństwo.
Prawie się zachłysnęłam słysząc to zdanie.
- Że co?
- No jakbyście chcieli jednak ze sobą być, to nie mam nic przeciwko.
- A od kiedy ja potrzebuję twojego pozwolenia?
- Ej, jestem twoim bratem! Muszę zatwierdzić każdego faceta, z którym się spotykasz!
Zaparkowałam przed lotniskiem i wysiedliśmy z samochodu.
- Really?
- Tak, siostrzyczko. – Objął mnie ramieniem. – Michał to dobry facet. Byłoby ci z nim dobrze.
Przytulił mnie mocno w geście pożegnania.
- Trzymaj się kochana.
- Do zobaczenia.
Stałam chwilę oparta o maskę samochodu, patrząc jak odchodzi w stronę terminalu. Myślałam nad tym co powiedział. Do tej pory nie wchodziłam w żadne poważne związki. Zobowiązania i odpowiedzialność za drugą osobę nigdy nie były mi potrzebne. Może czas to zmienić? Mam już 26 lat. Całkiem odpowiedni wiek by się ustabilizować. Z uśmiechem wróciłam do pojazdu, jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że nic tego nie zmieni. Najwidoczniej dopiero teraz zaczynam dojrzewać do pewnych decyzji.

~
Tym razem jest nieco krócej, ale to tylko wstęp do ciekawszych rzeczy ;)
Dorzuciłam od razu mój ulubiony w ostatnim czasie siatkarski filmik.
Miłego czytania i oglądania :*

niedziela, 4 marca 2012

III




Przez kolejne cztery dni robiłam wszystko, żeby tylko uniknąć spotkania z Łasko. Snułam się po hali i chowałam w gabinetach, gdy tylko widziałam któregoś z zawodników. Nocami przeglądałam papiery szukając kreta. Brak snu tylko zwiększał moje podenerwowanie. Odkryłam co prawda kilka niedopatrzeń ze strony księgowej, ale nie były to oskarżenia, którymi mogłam kogokolwiek obarczyć. Minęło zbyt mało czasu, a mimo to zaczynałam wątpić w istnienie owego „zdrajcy”. Byłam wściekła na Dragana, za to że nie potrafi utrzymać języka za zębami, a to mnie dodatkowo rozpraszało.
Po bezowocnym spotkaniu z radą nadzorczą postanowiłam pojechać do domu. Szefowie Skry zachowywali się spokojnie, nie zauważyłam żadnych nerwowych spojrzeń, czy dziwnych wypowiedzi. Albo, któryś z nich był świetnym aktorem, albo po prostu nie mieli z tym nic wspólnego. Chyba nawet nie podejrzewali, że moje zatrudnienie to jedna wielka bujdą.

- Zrobiłem kolację! – przeszczęśliwy Serb wpakował mi się do mieszkania, nawet nie czekając na zaproszenie. Przepchnął się tylko obok mnie i powędrował z żaroodpornym naczyniem w ręku prosto do kuchni.
- Brawo! Mam cię pochwalić? – nie miałam najmniejszej ochoty na wizytę kogokolwiek. – Pewnie odkryłeś do czego służy kuchenka?
- Głupia. – z politowaniem spojrzał na mnie przez ramię. Szperał mi po szafach, szukając zapewne talerzy. – Gdzie...?
- Górna szafka po lewej.
Oparłam się ramieniem o ścianę i w milczeniu obserwowałam Aleksa. Nawet przy nakładaniu jedzenia uśmiech nie schodził mu z twarzy. Od czasu do czasu rzucał mi jedynie szybkie spojrzenie ciemnych oczu znad naczyń.
- Mogłabyś wyciągnąć kieliszki i jakieś wino do tego, może być czerwone.
Już otwierałam usta żeby mu powiedzieć, jak głęboko w poważaniu mam jego polecenia. Jednak coś mnie powstrzymało. Serb był miły i bezinteresowny w swoich działaniach. Całkiem przyjemna odmiana po styczności z ludźmi, których zachowania są zawsze podyktowane ich wewnętrznymi celami i pobudkami. Westchnęłam głośno otwierając butelkę i spytałam:
- Właściwie co to za danie?
- Serbska musaka. Moje popisowe.

- Matko, to było pyszne! – nie mogłam powstrzymać zachwytu nad tym co stworzył siatkarz.
Aleks podniósł kieliszek w geście podziękowania. Usiadłam obok niego na kanapie. Zmęczenie po całym tygodniu dawało się we znaki. Teraz najedzona, z kieliszkiem wina w ręku mogłam się zrelaksować. Mimowolnie oparłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję.
- Lubię spędzać z tobą czas.
Zaśmiałam się gorzko.
- Chyba ty jedyny.
- Nie rozumiem, dlaczego niektórzy cię tak źle odbierają.
Westchnęłam.
-  Przez te wszystkie lata pracy przy siatkówce przysporzyłam sobie wielu wrogów. Myślę, że zrozumiałbyś gdybyś zobaczył mnie w akcji.
- Nie sądzę. Każdy robi to co w czym jest najlepszy, szanuję cię za to, że twoja praca przynosi efekty. Nawet jeśli niektórym się to nie podoba. Z tego co wiem, to nikt nie może zarzucić ci chwytów poniżej pasa.
Podniosłam nieco głowę, opierając się podbródkiem na jego ramieniu. Zapatrzyłam się w jego czekoladowe tęczówki myśląc nad odpowiedzią.
- Staram się grać fair play w negocjacjach. Jednak czasami się nie da, zwłaszcza, gdy klient wymaga rezultatów. Ale wiesz czego się nauczyłam przez te prawie 7 lat pracy przy transferach? I to wcale nie związanego z pracą.
Patrzył na mnie zaciekawiony.
- Żeby nie podejmować walki, wtedy gdy wie się, że się przegra. Ale nigdy nie wolno pozwolić, żeby komuś, kto cię znieważył, uszło to na sucho. Warto czekać na stosowny moment i oddać, kiedy człowiek znajduje się w dużo lepszej sytuacji, nawet jeśli się nie pragnie odwetu. Chyba właśnie to sprawia, że inni odbierają mnie jako mściwą i zimną.
- Ja tak nie myślę. – uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że Aleks był jeszcze za młody, nie widział i nie przeżył wielu rzeczy w swoim życiu. Mimo to miło było mieć kogoś po swojej stronie.

Siedziałam akurat w przeznaczonym dla mnie gabinecie, gdy usłyszałam pukanie. Odłożyłam otwarty właśnie skoroszyt z notatkami. Do pomieszczenia wszedł mniej więcej pięćdziesięcioletni mężczyzna.
- Witam! Chciałem się przywitać. Nazywam się Waldemar Szulc.
Uścisnęłam mu dłoń i zaproponowałam by usiadł.
- Może kawy?
- Dziękuję, ja tylko na chwilkę.
Szulc, prezes zarządu EKS, jawił się jako człowiek otwarty i pod wieloma względami ujmujący. Szybko przypomniałam sobie jednak, że Piechocki uważa go za osobę niebezpieczną i przebiegłą, więc automatycznie stałam się bardziej czujna. Wymieniliśmy się kilkoma grzecznościami i porozmawialiśmy o aktualnych wydarzeniach na boisku, zanim przeszedł do właściwego tematu.
- W zasadzie to nie rozumiem dlaczego prezes panią zatrudnił.
- Pan Piechocki podpisywał ze mną umowę i myślę, że takie pytania powinien pan kierować do niego.
- Ale poczciwy Konrad nie jest do końca obiektywny, jeśli chodzi o pani pracę.
Przyjrzałam się mu uważnie, niepewna, co mężczyzna ma na myśli.
- Jest pan przeciwny mojemu zatrudnieniu?
- Tego nie powiedziałem. A to, co sądzę, i tak nie ma chyba żadnego znaczenia. Alę myślę, że zrozumiała pani, że nie każdy w tym klubie zgadza się z prezesem. – uśmiechnął się przy tym bez cienia sympatii.
- Co ma pan na myśli mówiąc: nie do końca obiektywny?
- Nie ukrywam, że każdy wie o pani wkładzie w pogrążeniu jego transferów trzy sezony temu.
Więc o to chodzi.
- A nie sądzi pan, że praca to praca? Trzy sezony temu byłam zatrudniona przez Macerate. Wtedy moja lojalność należała do nich. Teraz jest odwrotnie.
- Nie sądzę, żeby pani lojalność w stosunku do Lube Banci kiedykolwiek mogła wygasnąć.
Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem, udając jednocześnie zdziwienie.
- Nie mam pojęcia o czym pan mówi. Moja praca polega na polepszeniu wizerunku klubu w oczach sponsorów. Jeżeli insynuuje pan jakobym mogła działać na szkodę zarządu, a co gorsza zacznie pan to rozpowiadać, to gorzko pan tego pożałuje.
Spokojnie siedział przede mną, uśmiechając się kącikiem ust i teatralnie wywracając oczami.
- Grozisz mi? – sprytnie przeszedł na ty, chcąc w ten sposób zapewnić mnie o swoim braku szacunku w stosunku do mojej osoby. Podjęłam więc jego grę.
- Tylko ostrzegam, że zadzierasz z nieodpowiednią osobą. Myślę, że nie chciałbyś żeby twoja małżonka dowiedziała się o romansie z niejaką... – spojrzałam na kartkę szukając odpowiedniego nazwiska, po czym podniosłam wzrok. – Mileną Kowalczyk?
Zzieleniał. Zdecydowanie nie przewidział takiego obrotu spraw.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Ta rozmowa nie ma sensu. Do widzenia.
Zerwał się z fotela i resztkami rozsądku podał mi przez stół rękę, choć ciało rwało się do wyjścia.
Uścisnęłam ją z uśmiechem satysfakcji i obserwowałam jego wyjście. Westchnęłam, gdy zamknął za sobą drzwi.
Zawsze reagują tak samo.
Dość często używam argumentu kochanki w swoich potyczkach. Jednak nigdy gróźb nie urzeczywistniałam. Szkoda mi kobiet, które przez tyle lat niczego nieświadome żyją u ich boku. Nie miałam prawa niszczyć ich prozaicznego szczęścia. Mi wystarczyło sianie paniki wśród ich niewiernych mężów, którzy zawsze w takich sytuacjach asekuracyjnie odchodzili od swojej linii ataku. Miałam cichą nadzieję, że Szulc zareaguje tak samo, choć podświadomie wiedziałam, że będzie inaczej. Zwłaszcza po jego subtelnej sugestii dotyczącej włoskiego klubu.

Nieco rozkojarzona wychodziłam z hali, więc na początku nie zauważyłam osoby, która opierała się o maskę mojego samochodu. Dopiero jakieś 5 metrów przed podniosłam wzrok i zachłysnęłam się powietrzem ze zdziwienia.
- Dragan! Co ty tu do cholery robisz?!
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo szybko zamknął mnie w uścisku. Po chwili doszło do mnie jednak:
- Też się cieszę, że Cię widzę. – cmoknął mnie w policzek i dodał z uśmiechem. – Siostrzyczko.
Nerwowo rozejrzałam się dokoła, czy w pobliżu nie ma któregoś z Serbów.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Nie odbierasz ode mnie telefonów, od czasu jak spytałaś się o Łasko. Co miałem innego zrobić?
- Nie no spoko. Rzucić treningi i wsiąść w samolot.
Wsiedliśmy do samochodu i gdy ruszyłam spod hali dodałam:
- Ojciec cię zabije jak się dowie.
- Nie ma na mnie takiego wpływu jak kiedyś.
- Dragan! Jest twoim trenerem! Ma wpływ większy niż kiedykolwiek. Wie, że pojechałeś do mnie?
- No dobra. Nie wie. Wkręciłem mu, że wybieram się do Michaeli,  która mnie kryje.
Westchnęłam z ulgą. Konflikt z jego ojcem w tej sytuacji nie był wskazany. Nerwowo zacisnęłam usta.
Z naszym ojcem.
To, że jestem nieślubnym dzieckiem Ljubomira Travicy wiem od niedawna. Dziwny lub chory zbieg okoliczności sprawił, że w swojej pracy trafiłam któregoś dnia na prezesa Lube Banci Maceraty. Pracując tam później poznałam Dragana. Niczego nieświadomi zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Podświadomie ciągnęło nas do siebie, jednak nigdy w typowo seksualny sposób. Dobrze się dogadywaliśmy i myśleliśmy podobnie. To jemu pierwszemu zaufałam w pełni i powiedziałam o tym, że nie znam ojca, i że jedyne co wiem to to, że jest pochodzącym z Belgradu siatkarzem. Matka nie zostawiła po sobie niczego, co mogło mnie naprowadzić na odpowiedni trop. Pomógł mi. Załatwił studia i mieszkanie w stolicy Serbii. Nocami uczył języka. Do czasu, gdy oboje poznaliśmy prawdę. Okrutną i śmieszną zarazem. Byliśmy rodzeństwem.
Wtedy rozpętało się piekło, które trwa do teraz. Mimo, że testy genetyczne potwierdziły ojcostwo, Ljubomir nie uznał mojego istnienia dobitnie wykrzykując mi w twarz, że nie jestem i nigdy nie będę jego córką. Uciekłam z Maceraty, nie mogąc znieść prawdy. Dopiero kilka miesięcy temu odebrałam telefon od Dragana. Zgodziliśmy się oboje, że zatrzymamy wszystkie te wiadomości dla siebie, bo nie warto załamywać jego matki i niszczyć wszystkim karier. To był jeden z gorszych momentów w moim życiu. Musiałam przełknąć gorycz porażki, z którą tak bardzo się nie zgadzałam i nie mogłam pogodzić. W dużym stopniu pocieszało mnie to, że w całej tej gonitwie za własną tożsamością zyskałam wspaniałego brata.
Uśmiechnęłam się na myśl o Draganie i spojrzałam na niego, na chwilę odwracając wzrok od drogi. Odpowiedział tym samym, śmiesznie marszcząc nos.
- Mam nadzieję, że nie mam takiej samej jak ty mimiki.
- Coś ci się nie podoba w naszych wspólnych genach?
- Tylko do dawcy mam zastrzeżenia.
- Oj tam, wszystko się da jakoś wytłumaczyć. To co, pijemy dzisiaj?

~
Troje różnych mężczyzn i trzy różne Nowickie. Tylko która prawdziwa?
Miłego czytania :*